10 maja 2013

Rozdział Trzeci

 

"Zatopmy szpony w naszych pragnieniach."


                Kolejne dni mijały spokojnie, a Madison powoli zapominała o Tomie Riddle’u. Gonitwa myśli uciekła, a dziewczyna znów pogrążyła się w swoich zwyczajowych zajęciach – była dobrą córką, przyjaciółką i uczennicą. Z czasem dogoniła samą siebie i teraz – trzy tygodnie po rozpoczęciu roku szkolnego – umiała już znaleźć czas na wszystkie prace domowe, pisanie listów, czas z przyjaciółmi i rozmyślania. Wrzesień stał się nieco kapryśny, obfitując w ulewne deszcze i zimne wiatry. Jesień jak na złość przybyła z silnym orężem i wszyscy spragnieni słońca uczniowie musieli zadowolić się ciepłem kominka w pokojach wspólnych. Tylko gajowy wychylał się czasem ze swojej chatki dokarmiając testrale i swoje nieposkromione wyżły, ciągle ujadające na błoniach okalających szkołę. 

                Madison nie lubiła takiej pogody. Odbierała jej chęci do nauki i ogólnie rzecz biorąc –egzystencji. Miała już po dziurki w nosie transmutacji, która była dla niej zawsze najtrudniejszym przedmiotem. Właśnie ślęczała nad pracą domową, opisującą dokładny proces znikania małych zwierzątek. Godzina nie była już młoda, a głowa Madison pełna była zlepków wyrazów, które nic jej nie mówiły. Westchnęła z rezygnacją i przetarła oczy ściśniętymi w pięści dłońmi. Gdy tylko je zamknęła zamajaczyły jej przed nimi rzędy liter, co w końcu przekonało ją do zamknięcia książki i położenia się wreszcie spać. Przyjaciółki opuściły ją dwie godziny temu, gotowe odrobić pracę domową w innej wolnej chwili. Dla nich nie miało sensu zarywanie nocy i ślęczenie nad zadaniem, które mogą zrobić jutro. Dla Madison miało. 

Wstała z wgniecionego fotela i spojrzała w ciemną czeluść okna. Deszcz znów bębnił obficie w szybę, rozmazując niewyraźne odbicie Madison. Westchnęła po raz kolejny, wydmuchując obłoczek pary na przeźroczystą szybę. Nie zastanawiając się nad tym, co robi, podniosła palec i nabazgroliła na białym obłoczku nic nieznaczące dla niej inicjały. Zebrała wszystkie swoje rzeczy i podreptała do sypialni. Rzuciła się na niepościelone łóżko w ubraniu i wtuliła głowę w poduszkę. Po chwili namysłu wstała i po cichu poszła wziąć prysznic. 

Była wykończona, gdy wskazówki zegara pokazały czwartą nad ranem, jednak nadal nie mogła zmrużyć oka. Chciała wstać i kontynuować zadanie, jednak nie miała siły. Skądś – nie wiedziała skąd – odnalazł się w niej dziwny niepokój, którego nie mogła niczym uzasadnić. Podniosła się i podreptała niepewnym, zaspanym krokiem w stronę okna. Noc się zmieniła. Deszcz przestał padać i niebo nieco się rozchmurzyło. To podniosło ją na duchu, jednak zmęczenie wzięło górę i usiadła z głośnym westchnięciem na parapecie. Poczuła chłód marmuru, jednak nic sobie z tego nie robiła. Uchyliła niepewnie okno, spoglądając na śpiące nieopodal koleżanki. Spały smacznie, mogła robić, co chciała. Zimny wietrzyk dotknął jej nagich nóg. Poczuła dreszcz na swojej skórze, jednak nie zamknęła okna, wręcz przeciwnie – otworzyła je jeszcze szerzej. Otoczyła się ramionami, chroniąc przemarznięte piersi od zimna. Niewiele myśląc, przerzuciła nogi za okno, łapiąc się framugi. Poczuła się wolna, a niewielki dreszczyk adrenaliny przebiegł jej po plechach. Poczuła się nieziemsko. Tego właśnie potrzebowała – niekończącej się przygody, płynącej we krwi ekstazy strachu. Nie wiedziała skąd znalazła w sobie te dziwne uczucia, ale nie chciała, aby odchodziły. Wdychała świeży powiew lasu, słuchała jego pomruku i z zamkniętymi oczami wyciągnęła ręce przed siebie, nieznacznie się wychylając.
- O cholera jasna by ją wzięła! – Dobiegł ją krzyk, a w następnej chwili jakieś ręce złapały ją w pasie i wciągnęły do pokoju. W szamotaninie rąk i nóg odnalazła twarz Grace, zaróżowioną od emocji. – Czyś ty postradała zmysły głupia?! Mogłaś się zabić! – Krzyczała, na co Olivia wstała z łóżka i zapaliła światło. Spojrzała ze złośliwym uśmieszkiem na Madison, jednak siłą powstrzymała się od komentarza i poszła do łazienki. 

Grace potarła spocone czoło i wstała na chwiejnych nogach. Podeszła do okna i zamknęła je z lekkim stuknięciem. Usiadła na brzegu łóżka Madison i spojrzała na nią ze strachem w oczach. Ręce Grace zaczęły się trząść, nie mogła pojąć zachowania swojej przyjaciółki. Nie poznała jej, wręcz nie mogła jej odnaleźć w ciele leżącej przed nią dziewczyny.
- Ja… Po prostu… Było mi duszno, chciałam się przewietrzyć – odpowiedziała brunetka, łapiąc się za kolana i podciągając je pod brodę – Nie wiem, co się stało, w jednej chwili tam siedziałam i czułam się… dziwnie. – Powoli, żeby nie wywołać wybuchu zwykle spokojnej Grace, usiadła na wprost niej i spuściła wzrok. Nic z tego nie rozumiem. Co mnie opętało? Jednak to było cudowne… - rozmyślała, udając skruchę i chowając twarz w dłoniach.  Dla niej to było świetne przeżycie, ten skok adrenaliny, był jak łapczywie zaczerpnięty tlen, gdy wynurzasz się z wody. Jakby odkryła to, czego brakowało jej przez całe życie. Jakby odnalazła sens. Podniosła głowę i spojrzała na Gigi. Dziewczyna wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać. Madison wyczuła moment i podeszła do przyjaciółki, łapiąc ją w swoje ramiona. Pogłaskała ją po włosach, wdychając zapach jej szamponu.
- Musiałam lunatykować, przepraszam – szepnęła, wypuszczając przyjaciółkę z ramion. Nie spojrzała już na nią, aby ukryć swoją ekscytację i poruszenie. Udała, że ziewa i przykryła się kołdrą aż po czoło. Zasnęła dopiero, gdy słońce zaczęło wstawać.
***
 Słyszałam o twoim dzisiejszym wyskoku. – Madison właśnie zmierzała na lekcje zielarstwa, kiedy dogoniła ją zziajana Abby, gwałtownie zatrzymując ją i osaczając przy wyjściu na dziedziniec. Madie westchnęła z lekką irytacją. Wiedziała, że zawodzi przyjaciółki, jednak ten stan dawał jej pewną satysfakcję – nareszcie zawodziła, nareszcie wiedziała, jakie to uczucie, nareszcie nie jest idealna i taka jak chcą wszyscy. Jednak nie do końca taka była, nie do końca chciała taka być – tęskniła za szczerą rozmową z Abby. Tak, Grace ostatnio irytowała ją nieziemsko, jedynie w młodszej o rok Abby znajdowała pocieszenie, ukojenie i zmycie lęku.
- Nie mówmy o tym tak w biegu – odpowiedziała po chwili rozmyślań, rozluźniając pięści i odganiając złość. Jeszcze umiała nad sobą panować. – Teraz masz transmutację, prawda? Właśnie, to po dwóch godzinach mojego zielarstwa i twojej transmutacji zjemy coś na szybko i idziemy na długi spacer, przyprawiony o dreszczyk rozmowy, co ty na to?
- Jestem za. Znów cię kocham złośnico. Biegnę na moją ulubioną transmę, żmijko, trzymaj się!

I już jej nie było. Jakaż ona była ciepła, wesoła, nieodgadniona. Inteligentna – przede wszystkim. Madison już wiedziała, że może jej powiedzieć wszystko. O dziwnych przeczuciach, o skoku adrenaliny i o dziwnym chłopaku z ostatniej klasy. Odetchnęła z ulgą i biegiem pognała w stronę machającej do niej Gigi. Chociaż było już dawno po dzwonku jej przyjaciółka poczekała na nią solidarnie przed cieplarnią i razem weszły do środka idealnie spóźnione.     
***
                Szedł korytarzem pierwszy raz od kilku dni samotnie. Odkąd zdobyłem nieco chwały, odkąd gromadzę ich więcej wokół siebie nie dają mi spokoju – rozmyślał, idąc pewnie przed siebie. Miał sporo czasu, chciał zatonąć znów w szponach czarnej magii – a raczej w jej oślizgłych mackach. Nie rozglądał się, nie miał po co, tymi korytarzami chodziły tylko mierne szlamy, zdrajcy czy inne śmieci – w jego przekonaniu. Tym razem jednak podniósł głowę, nawet nie rozmyślając, dlaczego to robi. Jego oczom ukazała się ta Krukonka – właśnie ona. Intrygowała go. Dokładnie przestudiował jej życie, pociągnął kilka osób za język i już wiedział wszystko. Całe szczęście mnie nie zauważyła, uciekłaby, mój czarujący wzrok słabo na nią działa, czym jeszcze bardziej mnie intryguje… - Nie wiedział, czemu to robi, po prostu musiał. Wskoczył w pustą niszę po zbroi i odczekał chwilę, aż dziewczyna zniknie za rogiem. Ruszył wolnym krokiem za śliczną Krukonką, rzucając na siebie zaklęcie kameleona. Wiedział, że nie jest ono jeszcze doskonałe, rzadko go używał, dlatego utrzymał pewien dystans. Jest ładna, ale co w niej takiego niezwykłego? Bije od niej inteligencja. Przydałaby mi się taka w moich szeregach. W jej ciele widać kryjące się szaleństwo. Będzie moja. Znajdę sposób na przekonanie słodkiej Madison Campbell do oddania się w moje ręce...
***

                Pogoda skutecznie odmawiała współpracy od długich, dwóch tygodni. Ta ostatnia środa września okazała się darem od losu przed nadejściem srogiej jesiennej bury. Słońce z trudem przebiło się przez grube, oleiste chmury, wywabiając uczniów na skąpane w delikatnych promieniach błonia. Madison ubrała wysokie, granatowe kalosze i razem z Abby wybrała się na długi spacer. Jak za starych, dobrych czasów, opowiadały sobie o śmiesznych i irytujących je sytuacjach, obmawiały koleżanki i kolegów, były beztroskie. Madison poczuła jak się relaksuje, zapomniała o głupich problemach, odegnała czekające ją prace domowe, ćwiczenia zaklęć i dziwne zdarzenia w jej życiu, skupiając uwagę na wesoło paplającej Abby, która akurat opowiadała jej o swojej młodszej siostrze, Carmen i jej pierwszych objawach magii. Krukonka skutecznie omijała temat swoich problemów, co nie uszło uwadze jej przyjaciółce.
                - Myślisz, że to wszystko ujdzie Ci na sucho? – zapytała Abby, unosząc brwi i zakładając ręce pod piersiami. Zatrzymała się dokładnie na środku głębokiej, błotnistej kałuży, zupełnie nie zwracając na to uwagi.  – Gdzie są te czasy, w których ja pierwsza wiedziałam, kiedy kichasz?
                - Te czasy trwają nadal! Tylko… - No właśnie, tylko wstydziłam się swoich dziwnych ekscesów – pomyślała Madison, zaciskając dłonie w pięści. Opuściła głowę i zaczęła kopać dziurę czubkiem kalosza w mulistej ziemi. Abby powoli wyszła z błotnistej mazi, stając tuż przed przyjaciółką. Położyła dłoń na jej ramieniu, a w jej oczach pojawił się dziwny błysk, którego Madison – całe szczęście – nie zauważyła.  – Mam wrażenie, że ten Tom Riddle obudził we mnie dziwnego stwora. Od czasu spotkania z nim węszę, jakbym próbowała odszukać każdą anomalię, każde wykroczenie poza normalność, każdą tajemnicę, każdą sytuację, która może dać mi przypływ adrenaliny. Ja, ja-a nawet zaczęłam znajdować te dziwne odróżnienia w tobie. – Ostatnie zdanie, wymknęło się z ust Madison bez wpływu jej własnej woli. Poruszyła się nerwowo, hamując chęć zakrycia dłonią ust. 

Chociaż Abby drgnęła nieznacznie, nie dała po sobie poznać, że jest tym w jakiś sposób zainteresowana. Uszy zapłonęły jej w płomieniu wstydu, więc czym prędzej naciągnęła na nie kaptur.
                - Opowiadaj dalej, dopóki się otwierasz – zachęciła ją, podnosząc dłoń, ale szybko ją cofnęła, powstrzymując sympatyczny gest. Przeraziła się sama sobą. To, co obudziło się w niej pod wpływem wakacyjnej znajomości rozgościło się w jej sercu i nie zamierzało odejść. Była przerażona. Poza tym dotarła do niej perspektywa, że nie jest jedyną tu osobą, która coś ukrywa…

Madison, zachęcona krzepiącym głosem Abby zaczęła opowiadać, zaczynając od pamiętnej lekcji eliksirów, poprzez chodzące jej po głowie inicjały, aż do nocy na parapecie i jej ciągłej chęci życia na krawędzi. Gdy tak opowiadała, sama sobie zdawała sprawę, jak bardzo ta sytuacja była niepokojąca.  Jedna jej część chciała być znów tą samą Madison, która obudziła się pierwszego września w słonecznym Northampton, pełna entuzjazmu i zapału do nauki. Te emocje powoli uciekały z ciała Madison jak powietrze z przebitego balonu. Jej druga część, tajemnicze alter ego wołało całkiem inaczej. Ta strona Madison kochała wręcz adrenalinę i tajemnice. Nie mogła bez nich żyć, były jak tlen dla jej spragnionych płuc. 

                Abby wciągnęła głęboki haust powietrza i wypuściła go z teatralnym gestem dłoni przy czole. Sama nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Kosmate kłaki plączących się w jej głowie wizji nie były czytelne, nie potrafiła w żaden sposób pomóc swojej przyjaciółce. Ta sytuacja była dla niej trudna, ale z drugiej strony wprowadzała w ich mały świat nieco zamieszania, które mogło przenieść reflektory z Abby na Madison. Jej tajemnica słodko spała w czeluściach drobnego serca.

Nie było jej dane ani dłużej rozmyślać, ani skomentować tej sytuacji, gdy od strony błoni zaczęła zbliżać się do nich wysoka sylwetka. Abby pomachała sympatycznie, rozpoznając Andrew Scotta. Był to Gryfon, uczęszczał do Hogwartu na ostatni, siódmy rok nauki. Był to starszy brat jej koleżanki z pokoju.
Madison zamrugała bezradnie, gdy chłopak zaczął zbliżać się w ich stronę. Jej wzrok przykuło całe jego ciało – dość muskularne i całkiem ładne. Przelotnie pomyślała, że gdyby miała zemdleć to tylko w te silne, ciepłe ramiona. 
                - Cześć dziewczyny! – krzyknął na przywitanie, zadziornie kłaniając się w pasie. Szarmanckim ruchem podał dłoń Abby, delikatnie ją całując. Kiedy zwrócił się w stronę Madison ta ponownie zamrugała z zawstydzeniem. – A tej piękności niestety nie znam – odpowiedział, łapiąc dłoń Madison, która bezradnie powędrowała w stronę jego ust.
                - To Madison. Moja przyjaciółka – odpowiedziała szybko Abby, z irytacją przyglądając się tej całej sytuacji. Jeszcze Andrew był jej potrzebny, szkolny podrywacz, który złamie jej serce – pomyślała, zakładając dłonie pod piersiami. Usta chłopaka nadal leżały bez ruchu na dłoni dziewczyny. Andrew spoglądał na nią ciepłym, nieco drapieżnym wzrokiem. Po chwili podniósł głowę, nie puszczając dłoni Madison.
                - Bardzo mi miło.
                - I mi również – Madison poczuła jak z jej ust wypływają niemrawe słowa. Straciła kontrolę, on był tym, czego szukała, był nieustającą dawką adrenaliny, która urwała się z chwilą, gdy puścił jej dłoń i skupił uwagę na Abby. Chociaż stał trochę dalej nadal czuła jego ostro-słodki zapach. 
                - Niestety przybywam w nieco nieprzyjemnej sprawie Abby. Profesor Dumbledore szuka cię w związku z twoją pracą dodatkową z transmutacji. Czeka na ciebie przy rzeźbie Emeryka Groźnego. Ja niestety będę już wybywał, chłopacy czekają na mnie, rozgrywamy partię gargulków. Miło cię było poznać, Madison.

                Bańka prysła, kiedy Andrew, wesoło pogwizdując z rękoma w kieszeniach spodni zaczął się oddalać. Madison poczuła jak szkarłatny rumieniec wypływa na jej policzki. Po raz kolejny zamrugała zbyt szybko, uwalniając z pod powiek obraz twarzy Gryfona. Rozejrzała się bardzo nieprzytomnie, zatrzymując wzrok na zdegustowanej Abby. Stukała rytmicznie stopą w błoto, rozbryzgując je na swoich białych rajstopach.
                - Opanuj się dziewczyno! – Tak… Zaczyna się jej przemówienie, zawsze tak jest – pomyślała Madison, pokornie schylając głowę. Może i była harda, ale Abby miała temperament i Madie jakoś nie miała teraz ochoty wykłócać się z nią bez celu. Przez kolejne pięć minut słuchała o tym, że Andrew podrywa każdą dziewczynę, że sama Abby o mały włos nie wpadła w jego sidła. Madison w głębi duszy przyznawała rację przyjaciółce, ale ten argument spłynął na same dno, przykryty płomiennym uczuciem wypełnienia. Był jej paliwem, był jej tajemnicą. Był jej tajną bronią, a ona musiała ją posiąść.
               

 ********
Pojawia się nowa postać, wprowadzam tajemnicę Abby i zaczynam rozwijać konika szaleństwa Madison, a więc początek mamy za sobą, teraz już przemy do przodu.
Pozdrawiam serdecznie :)

21 komentarzy:

  1. Ciesze się, że w końcu napisałaś nowy rozdział. Zachowanie Madison jest bardzo intrygujące i niepokojące zarazem. Zachowuje się trochę dziwnie, ale przez to jej postać wydaje się ciekawsza. Riddle i jego przemyślenia na temat Krukonki nie wróżą niczego dobrego, ale właśnie na to czekałam. Jestem ciekawa, co zrobi, by przekonać ją do przejścia na swoją stronę. Ostatnia sytuacja w rozdziale również dodaje tajemniczości, jestem ciekawa, co będzie dalej z tym chłopakiem i jaki sekret skrywa Abby. Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy! [corka-glizdogona]

    P.S. Piękny szablon.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz. Tak, staram się trochę utrudnić życie moim bohaterom, nie może być łatwo, no i staram się zaciekawić was, czytelników.
      Szablon również mi się podoba, dziękuję:)
      Btw. właśnie czytam twoje opowiadanie, jestem przy 4 rozdziale:)

      Usuń
  2. Ach... No, nareszcie się doczekałam kolejnego rozdziału :) Nie znam jeszcze dokładnie tajemnic tego bloga, stad moje pytanie: umieszczasz gdzieś może informację o terminie pojawienia się kolejnej notki?
    Co do obecnej, gdyby nie fakt, iż nasz drogi pan Riddle nie posiada w zakamarkach swej mrocznej duszy ni odrobiny uczuć, napisałabym, iż zaczyna "walić" romansem. A tak, zapowiada się intrygująco.
    Zdecydowanie, taki typowy Andrew zdaje się być czymś, co byłoby dla Madison niezbędne. Skoro Riddle zamierza się za nią wziąć, trochę zauroczenia się dziewczynie przyda... Trzymam kciuki za każdy związek, jaki jej przyjdzie do głowy :)
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie informuję o dacie notki, po prostu dodaję ją... jak napiszę :D Po prostu nie dałabym rady wywiązywać się z obowiązku dodawania notki np. co tydzień, bo ja piszę rozdziały na bieżąco i tylko wtedy kiedy mam wenę. Postaram się z czwórką wejść szybciej:)
      Nie znoszę romansów, wprowadzam postać mężczyzn bo lubię pisać o zagmatwanych sytuacjach damsko-męskich, ale nie znoszę przypisywania postaciom kanonicznym zachowań całkiem do nich nie podobnych, dlatego Riddle będzie nadal Riddlem:)
      Dziękuję za opinię i pozdrawiam Cię serdecznie:)

      Usuń
    2. To świetna wiadomość - pozwala mieć nadzieję na krótki okres oczekiwania na nowy rozdział :)
      W kwestii zachowań jak najbardziej popieram. Ciesze się, że Riddle nie odnajdzie nagle w sobie powołania do niesienia miłości bliźnim. To byłoby stanowczo nie na moje nerwy... ;]

      Usuń
  3. Niepokoi mnie zachowanie Madison. Ciekawe, czy faktycznie ma związek z Tomem? Bo przecież wcześniej taka nie była. A teraz te jej myśli, ta dziwna chęć wyglądania przez otwarte okno w sypialni, i w ogóle... Naprawdę coś nie tak z nią, ale czy nie za szybko troszkę? Już po jednym spotkaniu, a ona traci głowę.
    Wgl, Voldek też ewidentnie o niej myśli. Też nieco mnie zaskoczyło, że ktoś taki jak on już po pierwszym spotkaniu uległ pewnej dziwnej fascynacji Krukonką, i może chciałby jakoś ją wykorzystać do swoich celów.
    Ogólnie rozdział mi się podobał. Pewne kwestie wydawały mi się nieco naciągane i działy się odrobinę za szybko, no ale ogólnie, robi się ciekawiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za szybko? Może i masz rację, ale przeciąganie też nie ma sensu. Oczywiście nie stanie się tak, że następny rozdział i jeszcze więcej. Z resztą, nie będę spoilerować:)

      Usuń
  4. Madison rzeczywiście zachowuje się bardzo dziwnie i... specyficznie. ^^ Najpierw ta scenka z oknem, gdzie prawie by dziewczyna wyskoczyła, a potem kolejne fragmenty... Czy to pod wpływem Riddle'a? Cóż, wszystko możliwe... A tom ewidentnie postara się zdobyć ją do swych szeregów. Widać, jak bardzo ona go zafascynowała. Ciekawi mnie rozwój wypadków w tej sprawie, bo naprawdę nie wiem na co mam się przygotować ;p Ale to bardzo dobrze, bo uwielbiam być zaskakiwana i głowić się nad dalszym rozwojem wypadków.
    Kolejna sprawa - Andrew. Typowy podrywacz, ugh, jak ja takich nienawidzę! -.- Mam nadzieję, że Madison mu nie ulegnie.
    Ściskam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też ich nienawidzę, ale Andrew kocham i ty może też go pokochasz, zobaczymy:)
      Dzięki i pozdrawiam

      Usuń
  5. Nie wiem, o co chodzi Tomowi, że tak zafascynowała go Madison. Nie wydaje mi się w żaden sposób reprezentatywna, ani też jakoś mega mądra, wbrew temu, na jaką ją kreujesz. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego uznał, że koniecznie chce ją mieć.
    Andrew jaki szarmancki, no no no. Podobał mi się moment całowania w rękę, w końcu to czasy za Riddle'a, więc już trochę dawno temu, a to był taki akcent, który to podkreślił, bo mimo wszystko automatycznie łączę Hogwart z czasami Harry'ego. I wbrew temu co napisała poprzedniczka, że Andrew wydaje się być typowym podrywaczem, to jego sylwetka póki co wydaje mi się najbardziej jakaś taka... przekonująca.
    Jeszcze Madison, której zaczyna odwalać na punkcie Toma i w zasadzie nie wiemy, dlaczego. Miała z nim raz lekcję eliksirów i co? I już? Chyba, że Tom dosypał jej amortencji czy coś :D Ale nawet chyba ze sobą nie rozmawiali jakoś szczególnie, o co tej lasce chodzi?
    Islander to świetna piosenka, ale jakoś mi do tego rozdziału nie pasowała ;) W ogóle to nie klimaty Hogwartu moim zdaniem, noale ;D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Po prostu nie wierzę, że tak długo zabierałam się za ten rozdział. Przecież był taki przyjemny.
    To, co dzieje się w wnętrzu Madison jest interesujące i na pewno ma związek z Riddlem. A propos' podobało mi się wtrącenie wątku z jego perspektywy. Taka mała odskocznia od damskiego świata.
    Kiedy Madison siedziała na parapecie myślałam, że skoczy, że może jest animagiem i zamieni się w jakiegoś ptaka. A się okazuje, że poszukuje po prostu adrenaliny. No cóż, nie jest to normalne i ja na miejscu Grace nie uspokoiłabym się po zapewnieniu, że to lunatykowanie skłoniło dziewczynę do takiego czynu.
    Już chyba bardziej nie mogłam zagmatwać tego komentarza. Ale jestem tak ciekawa kolejnych części, że po prostu nie panuję nad potokiem słów jakie wypływają spod moich palców. W takim razie kiedy następny rozdział? Wiem, wiem. Wena... Nie pozostaje mi więc nic innego, jak życzyć ci jej całego ogromu.

    Całuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże, Nika, czy ja w ogóle do tego wrócę? ;o

      Usuń
    2. No ja mam nadzieję, bo jeśli nie...
      Taki talent nie może się marnować. Głowa do góry :)

      Usuń
    3. Dlaczego właściwie zrezygnowałaś?

      Usuń
    4. Odeszłam, bo to dla mnie nie ma sensu. Moze mam dziwne i wygórowane myśli, ale chciałabym napisać oryginalną, własną książkę....

      Usuń
    5. Ach... Rozumiem. No cóż, szkoda. To było jedyne dobre opowiadanie o Riddle'u za czasów Hogwartu. Trochę przykro rozstać się z myślą, że tak długo oczekiwany ciąg dalszy tym razem nie nastąpi...

      Pisanie własnych, oryginalnych i niepowtarzalnych historii jest jednym z najtrudniejszych zadań, jakie może postawić przed sobą autor. Dlatego życzę Ci (valgame dios, czy już zawsze będę czegoś życzyć w każdym komentarzu?) pomysłowości, jakże niezbędnej weny oraz przede wszystkim wytrwałości.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    6. Dziękuję serdecznie! A kiedy tylko takowa wena nadejdzie dam znać. Pozdrowienia:)

      Usuń
  7. Bardzo mi przykro, ze zrezygnowałaś z pisania tego opowiadania, bo zgadzam się z Joanną, że to było jedyne dobre opowiadanie o Riddle'u. Jeżeli jednak wrócisz do jego pisania, to prosiłabym abyś mnie o tym poinformowała na moim blogu http://fayernight.blogspot.com/.

    Pozdrawiam i życzę weny
    Agnes Mording :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zostałaś nominowana do Liebster Award! Więcej na:
    http://hp-po-drugiej-stronie.blogspot.com/2013/08/nominacja-do-liebster-award-jest.html

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawa historia :)

    Pozdrawiam i zapraszam na dramionetrans.blogspot.com
    Lexie

    OdpowiedzUsuń
  10. Nice. Przyjemnie się czytało choć Madison jest hmm...zakręcona,tak to odpowiednie słowo i liczę, że z kolejnymi rozdziałami da się ją całkowicie poznać. Wstawka przemyśleń Toma jest fajnym akcentem aczkolwiek jego zachowanie totalnie nie pasuje to tego obrazu wykreowanego przez Rowling. Ale przecież to autorskie opowiadanie i wszystko może się wydarzyć, a Tomcio jest taki jakiego ty go stworzysz we własnym opowiadaniu toteż nie upieram się. :) Pozdrawiam gorąco i życzę weny.
    Byłabym wdzięczna za powiadomienie o nowej notce na
    tom-riddle-story.blog.pl
    Z góry dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń