"Pierwsze krucze pióro, cichy syk węża..."
Kiedy następnego
dnia Madison wstała z łóżka, minęła ją Olivia Hornby, robiąc obrażoną minę.
Madie, nie przejęła się ich kłótnią, jednak krew w niej zawrzała, kiedy
zobaczyła Olivię, puszącą się przy swojej szafie.
-
Madie, pośpiesz się, musimy zdążyć na śniadanie, a ty jesteś prefektem, musisz
zaprowadzić pierwszaków – powiedziała ubrana już Gigi, z nienagannie
zaczesanymi włosami. To było właśnie w niej niezwykłe, że nawet w najgorszej
chwili, nawet podczas załamania, Grace potrafiła dobrze wyglądać i mieć głowę
na karku. Chociaż była delikatna, zawsze potrafiła podtrzymać na duchu Madison,
czy Abby.
Zmęczona
i zła Madie, podreptała do łazienki, aby ogarnąć duszę i ciało w jedność.
Wzięła gorący prysznic, nie mogąc znieść zimnej wody i ubrała mundurek. Długie,
brązowe włosy pozostawiła w nieładzie, lekko je przeczesując.
-
Gi-gi, spa…kuj mi torrrbę – powiedziała Madie, wyskakując z łazienki ze
szczoteczką do zębów w ustach. Do leżącej na łóżku torby wrzuciła różdżkę,
pióro, atrament, pergaminy i podręczny zestaw eliksirowara i pognała z powrotem
w stronę łazienki, jednak ta była zamknięta na klucz.
- Cóż
to za perfidna małpa! – krzyknęła ze złością Madison, tupiąc przy tym nogą.
Wiedziała dobrze, że Olivia stoi teraz przy drzwiach, nadsłuchując jej okrzyków
złości z ogromną satysfakcją. Uduszę ją
kiedyś gołymi rękoma i wykrzyczę na głos, że to ja! – myślała Madie, jednak
nie dała tej satysfakcji wstrętnej Olivii i już więcej się nie unosiła. Usunęła
pianę zaklęciem, a niemiły posmak pasty, postanowiła zatuszować sokiem z dyni ,
podczas śniadania.
Zabrała
zapakowaną już torbę i pognała korytarzem w stronę pokoju wspólnego, który był
na końcu rozwidleń. Pokoje podzielone były na dwa korytarze, jeden prowadził do
sal dziewcząt, drugi – chłopców. Proste i długie, obwieszone były szklanymi
żyrandolami i błękitną tkaniną. Pokój Wspólny Krukonów to duże, okrągłe
pomieszczenie z łukowatymi oknami, za którymi rozpościerał się przepiękny widok
na góry. Co roku, kilka wieczorów, Madie siadała na swoim ulubionym fotelu pod
jednym z okien i patrzyła na monumentalne szczyty, które przyprawiały ją o
gęsią skórkę. Sprawiało jej to niezwykłą przyjemność, kojąc nerwy i lecząc jej
częstą bezsenność. W pokoju stało wiele regałów uginających się od książek,
wiele sof, krzeseł, stolików, puf… Na sklepieniu widniało cudowne malowidło
nieba nocą, a wiszące na ścianie niebieskie tkaniny, upstrzone były w tysiące
małych gwiazdek.
Po
środku okrągłego pomieszczenia, stała grupka pierwszaków, czekających na Madie
razem z Garym Gvinsonem – drugim prefektem Ravenclawu. Gary był sympatycznym
Krukonem, o niezwykłym poczuciu humoru i nienagannym wyglądzie. Jego blond
czupryna sięgała prawie sufitu – jedyną wyższą osobą od Gary’ego był Hagrid –
gryfon, słynący z zamiłowania do fantastycznych zwierząt. Madie lubiła
Gary’ego, ceniła jego poczucie humoru i dystans do siebie, chociaż czasami (jak
każdy dorastający chłopak) był okrutnie irytujący. Kiedy stanęła na samym końcu
grupy pierwszaków, kolega zamachał do niej bez entuzjazmu, ruszając w stronę
wyjścia. Lekko zdziwiona Madie podrapała się po czole, ale zignorowała
zachowanie kolegi. Może źle spał? –
pomyślała, ruszając za gromadą. Wychodząc z wieży Krukonów, trzeba było przejść
bardzo długą drogę, aby dotrzeć do Wielkiej Sali. Jednakże, starsi uczniowie
zdążyli zgłębić niektóre tajemnice szkoły i doskonale znali skróty i tajne
przejścia. Zdziwiona Madison zatrzymała się na szczycie schodów, kiedy jej
kolega ruszył razem z grupą dzieciaków w całkiem przeciwną stronę.
- Chyba
nie chcesz ich oprowadzać po całej szkole? Tą trasą dojdziemy do Wielkiej Sali
wieczorem – powiedziała, zakładając ręce na piersiach. Była uparta i mogła
trwać w swoim przekonaniu nawet, gdy było błędne, ale tym razem po prostu nie
chciała spóźnić się na śniadanie i iść na zajęcia głodna.
-
Chcesz im pokazać tajne przejścia? Tak na wejściu? To smarkacze, mogą donieść
Śmierdzielowi – odpowiedział Gary, nie ukrywając niemiłego tonu. Madie uniosła
brwi ze zdziwieniem, nie mogąc poznać zachowania swojego kolegi, którego znała
od pierwszego roku w Hogwarcie. Stroi
obrażalskiego? To do niego nie podobne… Czy wszyscy od rana muszą mnie
irytować? – denerwowała się w myślach, przeklinając pierwszy poranek w
szkole. Oczywiście, nie chciała dostać szlabanu od Śmierdziela – to właśnie w
taki prześmiewczy sposób uczniowie nazywali woźnego szkoły - Apolliona
Pringle’a. Mężczyzna ten, obrał sobie za cel gnębienie uczniów Hogwartu.
Upierdliwy i wiecznie nadąsany, potrafił wstawić szlaban nawet za kichnięcie. Tylko
Gigi – w tajemniczy sposób - zawsze potrafiła wymigać się od szlabanu przed tą
chodzącą, tykającą bombą.
-
Dzieciaki, kto chce iść na skróty i być w Wielkiej Sali za pięć minut niech
idzie za mną. Reszta – przerwała i uśmiechnęła się ironicznie, wskazując na
Gary’ego – niech idzie za nim i dotrze tam po zachodzie słońca. – Dokończyła i
odwróciła się na pięcie, zmierzając ku przejściu za gobelinem. Za jej plecami
truchtały wszystkie pierwszaki, na co uśmiechnęła się z satysfakcją. Prowadziła
ich, co jakiś czas pokazując klasy, posągi czy przejścia. Gdy ich droga powoli
chyliła się ku końcowi, Madison poczuła rosnącą w gardle gulę – zachowała się
podle i strasznie pożałowała swoich słów. Gdy stanęła w drzwiach Wielkiej Sali,
postanowiła poszukać Gary’ego i serdecznie go przeprosić. Dzieciaki pobiegły w
stronę stołu Krukonów, jednak ona przystanęła. Rozejrzała się po Sali, która
huczała od rozmów i śmiechów. Na ścianach wisiały piękne szarfy z godłami
poszczególnych domów, a na samym środku, za złotym stołem nauczycieli widniało
godło Hogwartu – wyszywane złotem, srebrem i obsadzone szlachetnymi kamieniami.
Ten widywany codziennie od pięciu lat przez nią widok, rozczulił jej serce i
pomógł zapomnieć o przykrościach tego poranka. Rozpromieniona ruszyła w stronę
stołu z chęcią przeproszenia kolegi, jednak obok Clarka – jego przyjaciela -
ławka zionęła pustką.
- Cześć
wszystkim – przywitała ich raźnie, siadając koło Gigi i Abby, które prowadziły
ożywioną konwersację. – A gdzie się podział Gary?
- To ty
powinnaś to wiedzieć, w końcu jesteś prefektem, tak jak on, powinniście iść do
Sali razem z pierwszakami – odparł Clark, nakładając sobie jajecznicę i kilka
tłustych kiełbasek. Gigi spojrzała z niesmakiem na spływający mu po brodzie
tłuszcz. Clark zawsze się objadał, a jego postura potwierdzała to w stu
procentach. Chłopak ten był pulchniutki od pierwszego dnia w Szkole Magii i
Czarodziejstwa. Głowę zdobiła mu lśniąca, kruczoczarna szczecinka, a połowę
twarzy zajmował nos, przypominający ziemniak. Jego postać zwieńczały krótkie nogi,
co także przyczyniało się do kaczego chodu. Chociaż wielu Ślizgonów szydziło z
jego wyglądu, Clark miał stalowe nerwy, a raczej – jednym słowem – miał
wszystko w nosie.
- Tak…
Ja… To… - zmieszała się Madison, czym prędzej wpychając do buzi łyżkę owsianki.
Do końca śniadania nie odezwała się słowem, a gdy profesor Dumbledore rozdał im
plany lekcji, pognała do lochu na pierwszą w tym roku lekcję – eliksiry.
Na
szczęście, dziewczyna spodziewała się dziś eliksirów, więc miała w swojej
torbie wszystkie przybory. Madison wręcz uwielbiała ten przedmiot, unoszące się
nad kociołkiem opary, zapachy i bulgotanie tajemniczych substancji w
kociołkach. Miała to we krwi, jak często mawiał jej ojciec – wyssała razem z
mlekiem matki. Tak, matka Madison była mistrzynią eliksirów, a jej nagrody w
konkursach do dziś stoją w gablotach szkolnych. Gdy tylko wspomnienie o matce
wdarło się do jej myśli, zrobiło jej się przykro na sercu i poczuła się
samotna. To pierwszy dzień Hogwartu, a ja
już muszę być smutna? Fatalny dzień… Może, chociaż uwarzymy coś niebywałego
– rozmyślała schodząc krętymi schodami przed drzwi sali do eliksirów. Nikogo
tam jeszcze nie było. Westchnęła z ulgą i sięgnęła po „Zaczarowanego detektywa”
– jej ulubione czasopismo. Po chwili namysłu, cofnęła się spod drzwi i ruszyła
w stronę pustej niszy, w której kiedyś zapewne stała stara zbroja. Usiadła w
niej, tuż obok pochodni, skąd była niewidoczna i mogła tak siedzieć aż do
nadejścia profesora, unikając przy tym rozmów z przyjaciółmi.
Po
chwili usłyszała kroki na schodach i stłumione głosy. Szybkim ruchem zamknęła
gazetę i wrzuciła ją do torby, mocniej wciskając się w swoje schronienie. Wychyliła
lekko głowę i ujrzała stojące do niej tyłem postacie Clarka, Gigi i Gary’ego. Nie będę podsłuchiwać, to niegrzeczne –
skarciła się w myślach, zaczynając nucić ulubiony utwór jednak, kiedy padło jej
imię, nadstawiła uszu, słuchając z bijącym sercem.
- …ale
to takie nie podobne do Madison, co ty gadasz Gary.
- Mówię
jak było. Ofuknęła mnie za nic, jakby miała mi za złe, że patrzę na to realnie…
W końcu…
-
Porozmawiam z nią – powiedziała Gigi, przerywając dyskusję, gdy z parteru
nadeszli kolejni uczniowie. Nie minęła chwila, gdy drzwi do sali eliksirów
otworzyły się. Kiedy wszyscy byli już w środku Madie zerwała się z miejsca i
podbiegła do drzwi, chwile je przytrzymując, czekając aż wszyscy będą już
siadali. Smyknęła się niezauważenie do przedostatniej ławki, nurkując pod blat
i udając, że szuka czegoś w przepastnej torbie. Unikała pytającego spojrzenia
Gigi i markotnych min Clarka. Była tylko wściekła, że Gary nie obdarzył jej
nawet krótkim spojrzeniem, kiedy już – cała czerwona – wynurzyła się spod
ławki.
- Dziś,
na powitanie szóstego roku nauki, mam dla was mały teścik – przywitał ich
profesor Slughorn – pulchny jegomość w złoto-zielonej szacie. Wszyscy jęknęli z
rezygnacją na słowa nauczyciela. Chociaż był on opiekunem Ślizgonów, wielu
uczniów darzyło go sympatią, powiązaną z jego wesołym usposobieniem. Madie nie
zawsze go lubiła. Spotkała się już z takimi sytuacjami, gdzie profesor
wycofywał się z jakichś przedsięwzięć, gdy nie miał z nich żadnych profitów.
Dziewczyna próbowała skupić uwagę na słowach profesora, ale nadal była zła i
zrezygnowana. – W przygotowaniu go, pomógł mi mój najlepszy uczeń, starszy od
was o rok, Tom Riddle. – Zza regałów wyszedł wysoki młodzieniec, o ciemnych
włosach i niezgłębionych oczach. Owiany był woalką tajemnicy, co zaintrygowało
zrezygnowaną Madison. Miała wrażenie, że atmosfera momentalnie zamarzła, jakby
chłód sączył się z jego postaci. Wzdrygnęła się i poczuła niechęć i jakby na
zawołanie, jego stalowe oczy spojrzały w jej błękitne. Poczuła jak chłód
maleje, a stal i niesmak zniknęły, robiąc miejsce tajemniczości, zaciekawieniu
i dziwnej sensacji. Jak zza mgły dobiegł do niej głos profesora. Rozejrzała się
zdezorientowana. Wszyscy otrząsnęli się już z dziwnego fenomenu i zaczęli
czytać formularze testu. Spojrzała na swój blat – zionął pustką. Nie dostała
testu. Wściekła na siebie za rozkojarzenie na lekcji, podniosła rękę, jednak
profesor westchnął radośnie i zaklaskał w dłonie.
- A ty,
moja droga panno, razem z panem Riddle będziesz przygotowywać eliksiry na moje
kolejne lekcje z młodszymi klasami – powiedział, sympatycznym gestem przyzywając
Madison do siebie – No, dalej, dalej, nie mamy całego dnia panienko,
przywitajcie się i szybciutko do roboty.
Madison
podniosła się z wolna ze swojego stołka, łapiąc torbę upchaną po brzegi.
Poczuła suchość w gardle, a perspektywa dwóch godzin w towarzystwie osoby tak
dziwnej, a zarazem intrygującej nie dodawała jej wcale otuchy. Co tu się w ogóle dzieje? To jakieś dziwne czary? Niech to się
skończy! – pomyślała przelotnie i była to jedyna samowolna myśl od wyjścia
Toma z kantorka. Podeszła do niego, chwile potrząsając jego dłonią i unikając
wzroku.
-
Bardzo miło mi poznać – rzekł, praktycznie nie poruszając wargami, a w jego
głosie dało się usłyszeć dziwne brzęczenie. Madison wzdrygnęła się, gdy jego
palce poruszyły się niczym pająki na jej nadgarstku. Poczuła wstręt, wyrywając
dłoń, szybkim krokiem ruszyła do kantorka. Jednym ruchem zatrzasnęła drzwi i
pozostała w ciemności, siadając na starej skrzynce. Wyciągnęła różdżkę zza
pasa, wyczarowując obłoczek ognia nad swoją głową.
- Co za
dziwny facet, kurczaki – mamrotała pod nosem, pocierając oczy i próbując się
uspokoić. – I ja mam z nim pracować przez dwie godziny? Nie ma mowy!
Wstała,
złapała pierwszy słoik z regału i wyszła z powrotem do klasy, niwecząc
wyczarowany obłok jednym ruchem różdżki. Spojrzała na przyjaciółkę. Była zbyt
zaaferowana swoim kociołkiem, żeby zauważyć rozbitą minę Madison. Dziewczyna
jeszcze bardziej się wystraszyła.
-
Pomyślałam, że mogą się przydać – powiedziała, podchodząc do stolika profesora,
o który nonszalancko oparty stał Tom Riddle. Postawiła słoik z oczami
jaszczurek i westchnęła ciężko. – Wybacz – zwróciła się do Toma, patrząc
nieznacznie w jego stronę, – ale wolę pracować sama, profesorze? Nie ma pan nic
przeciwko?
-
Oczywiście. Zajmiesz się Wywarem Tojadowym.
Instrukcje znajdziesz na regale pod oknem.
Westchnęła
z ulgą, uciekając przed ciężkim spojrzeniem Ślizgona. Przeczytała kilka razy
instrukcję, jednak nic z niej nie rozumiała. Westchnęła z rezygnacją, fukając
na samą siebie i zatkała uszy, uwalniając się od hałasu i własnego ciężkiego
oddechu.
***
Był totalnie
niezwykły, jak wszedł to normalnie temperatura spadła i miał takie boskie oczy
– klepała przez cały czas Gigi. Dwugodzinne - najgorsze w życiu Madison –
eliksiry nareszcie się skończyły i wszyscy zasiedli w Wielkiej Sali, żeby zjeść
obiad. Madie siedziała z opartą na ręce głową i grzebała widelcem na swoim
talerzu. – Co nic nie mówisz Madka? No nie był super? I jeszcze tak cudownie na
Ciebie patrzył, bosko!
-
Taaaa, bosko.
- Wyłaź
z tego złego humoru i chodźmy jeszcze na chwilę do lochów, może go złapiemy.
- Nie
Grace – powiedziała twardo, momentalnie przytomniejąc. – A co z Garym?
Myślałam, że to za nim szaleje twoje serce – dodała szeptem, patrząc w błękitne
oczy Grace. Dziewczyna nieco się zmieszała, a na jej policzki wkradł się
delikatny rumieniec.
- Tak,
ale… - przerwała na chwilkę, marszcząc czoło, intensywnie myśląc. – A ty mi się
tłumacz, dlaczego tak ofukałaś Gary’ego dziś rano złośnico?
- …
- W
wakacje zmarł jego ojciec, a ty traktujesz go tak podle? Chłopak jest załamany,
trzeba go wspierać! – Madison zrobiła przestraszoną minę, tłumacząc, że nic o
tym nie wiedziała. Poczuła wstręt do samej siebie. Spojrzała na pieczeń na
swoim talerzu i wykrzywiła usta w grymasie.
- Nie
jestem już głodna, idziemy do wieży? – zapytała, spoglądając kątem oka na
jedzącego kilka miejsc dalej Gary’ego. Mieli teraz przerwę, a popołudniu tylko
runy lub wróżbiarstwo. Wiedziała, że złapie go albo w bibliotece, albo w pokoju
wspólnym.
Tyle problemów już pierwszego dnia? –
pytała samą siebie, idąc ramię w ramię z Grace i Abby, która niespodziewanie
znalazła się przy nich. Czy to były
imaginacje? Przecież gdyby tak było, nic nie utknęłoby w mojej pamięci w tak
silny sposób… Nie słuchała ich rozmowy, jednak Abby złapała ją momentalnie
za ręce i spojrzała w oczy, wyrywając z zadumy.
- Dziś
wieczorem wszystko nam opowiadasz i nie wykręcaj się. Lecę na transmutację.
Trzymaj się staruszko.
I już
jej nie było. Madison poczuła się zgubiona, a uczucie to musiało się odbić się
na jej twarzy, ponieważ Gigi złapała ją za rękę i bez słowa poprowadziła do
pokoju wspólnego Krukonów. Gest ten, dodał Madison otuchy.
***
Tak strasznie mi
przykro, Gary, zachowałam się strasznie.
-
Przepraszasz już czwarty raz, Madie, dajże już spokój. Nawet nie pamiętam, o co
poszło.
- Super,
no to jesteśmy kwita. – Stali tak, niezręcznie na siebie spoglądając, jednak
lód już pomiędzy nimi stopniał i po chwili szli na runy.
Grace i Clark
studiowali wróżbiarstwo, więc nie towarzyszyli im w drodze do klasy. Mięli czas
na rozmowę i nadrobienie dwumiesięcznej rozłąki. Gary jakby nieco się
rozchmurzył, opowiedział nieco o swojej małej kuzynce i spokojnie wysłuchał
okrojonej i niezbyt ciekawej historii wakacjach rodziny Campbell w górach.
Bardzo lubił Madison i nie potrafił nie zauważyć jak wyładniała przez wakacje.
Odwrócił się szybko, karcąc w duchu za tę myśl. W końcu Madie była jego
przyjaciółką od pierwszego roku. Nie mógł tego zniszczyć. Przez resztę drogi
starał się ją rozśmieszyć, ale żart te były mdłe, a po chwili naszło go
wspomnienie ojca i umilkł, przełykając łzy.
Kiedy wyszli zza rogu na czwartym
piętrze i mięli już wejść do klasy, Madison ujrzała Toma w otoczeniu jakichś
chłopców.
- Idź,
zaraz dołączę – powiedziała, machając dłonią w stronę Gary’ego. Zdziwiony
chłopak zmarszczył czoło, ale bez zbędnych pytań zniknął za drzwiami klasy.
Naszła go myśl, że może zauważyła jego łzy, ale nie zastanawiał się nad tym
dużej i zajął swoje stałe miejsce pod oknem.
- Bez żadnych
sprzeciwień. W końcu nie chcemy, żeby doszło do przypadkowego incydentu, prawda
Moriarty? – Stojąca na korytarzu Madison usłyszała zimny głos Toma, całkiem
inny niż ten, który słyszała dziś rano na eliksirach. Chłopak, na którego
spoglądał był w jej wieku i dobrze go znała. Był dumnym Ślizgonem, chociaż
teraz wyglądał na wystraszonego. Pokiwał pokornie głową i wycofał się za
jakiegoś wysokiego chłopaka z ostatniej klasy. –Dobrze, zejdźcie mi już z oczu, spotkamy się
później.
Madison
zmarszczyła brwi. Kto odzywa się tak do
swoich przyjaciół? I o jakim incydencie on mówił? Dlaczego dumny Moriarty był
taki wystraszony? Co jest grane? – zastanawiała się przez chwilę, jednak
szybko oprzytomniała i pędem pognała do klasy. Jednym uchem słuchała, czego
oczekiwała od nich w tym roku profesorka, ale drugą częścią siebie była na
korytarzu, cały czas rozważając całą tę sytuację. Trybiki w jej głowie
przeskakiwały z prędkością światła, tysiące myśli przepływało przez jej głowę,
a ona nadal nic nie rozumiała. Próbowała oddalić je od siebie, w końcu to nie
jej sprawa, próbowała to ignorować, ale instynkt był silniejszy od niej.
Zwęszyła intrygę i chciała ją odkryć. Musiała.
***
Kiedy dwie godziny
później siedziała w pokoju wspólnym pośrodku Grace i Abby nie umiała wypowiedzieć
ani słowa.
-
Madie, co z Tobą? Ogarnij się, dziewczyno, jesteś totalnie nieobecna. – Abby
spoglądała na nią, pstrykając palcami tuż przed jej twarzą. Madison wyrwała się
z letargu i westchnęła, powoli omiatając pokój wspólny zmęczonym wzrokiem. Na
koniec spojrzała na swoje przyjaciółki. Abby wyglądała na poważnie zmartwioną,
była nieco zirytowana, ale – jak zawsze – kierowała się niezwykłą
cierpliwością. Grace spoglądała zlękniona na Madie, co jakiś czas obgryzając
paznokcie – stres i niespodziewane sytuacje były jej zmorą.
- To
przez ten dzisiejszy dzień, był totaaaaalnie pokręcony – powiedziała,
strzepując dłoń Abby z ramienia. Była zmęczona wypytywaniem i pierwszy raz nie
miała ochoty dzielić się swoimi przeżyciami z przyjaciółkami. Jedyne, czego
pragnęła to gorący prysznic i sen.
-
Pokręcony przez tego chłopaka? Gigi mi wszystko opowiedziała. – Madison
podniosła wzrok i spojrzała z wyrzutem na Grace. Dziewczyna momentalnie
skurczyła się na fotelu i odwróciła się w stronę kominka, udając, że grzeje
ręce. – Ja go znam. Dziewczyny z mojego roku za nim piszczały. Wszystkie tak
mają, nie musisz się wstydzić, że się zakoch…
- Nie
zakochałam się – przerwała jej gniewnie, zrywając się z sofy. Nikt jednak tego
nie zauważył. Pokój wspólny był duży, a panujący w nim gwar połknął okrzyk
Madison. – On jest jakiś… zły. Oślizgły jak jakiś wąż. Chce jak najszybciej
zapomnieć jego parszywe spojrzenie. – Zacisnęła dłonie w pięści i odwróciła się
na pięcie.
Jej długie włosy zafalowały za nią, gdy szybkim krokiem pognała do sypialni. Usiadła na łóżko i poczuła znajomy zapach świeżych piernatów. Wtuliła głowę w poduszkę, kojąc skołatane nerwy. Przestała myśleć o zarzutach przyjaciółek i dziwnym chłopaku. Zabrała ręcznik i szlafrok. Gorący prysznic pobudził w niej spokój Madison z wczorajszego dnia, przypomniała sobie uśmiechniętą buźkę Salley i kojący głos matki. Ubrana w szlafrok, usiadła przy biurku, chcąc napisać list do rodziny. Wiedziała, co pisać, wiedziała, że musi kłamać. Była spokojna i nawet obecność Olivii nie przeszkodziła jej w bazgraniu. Chociaż zazwyczaj pisanie do rodziny sprawiało jej przyjemność, poczuła ukłucie winy, kiedy musiała oszukać bliskich.
Najbardziej w tym rozdziale spodobał mi się moment z Riddlem. Dziewczyny myślały, że się w nim zakochała, a ona odczuwa do niego niechęć. Jestem bardzo ciekawa, jak będą wyglądały ich relacje, skoro napisałaś, że nie ma co liczyć na romans. Zapowiada się ciekawie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń[corka-glizdogona]
Myślę, że uda mi się dobrze rozwinąć ten wątek, bo jest on przewodni w tym opowiadaniu.
UsuńZacznę od tego, że gdzieś zapodziała się jakaś literka, czy przecinek, a w innym miejscu z kolei pojawiło się powtórzenie. Co się tyczy historii, zaczyna się rozkręcać, mimo że to dopiero pierwszy dzień szkoły. Ale Madison nie jest w najlepszym humorze. Cóż, trzeba przyznać, że jak na jeden dzień, to miała sporo przeżyć. Niegroźna sprzeczka z przyjacielem i spotkanie z tajemniczym Riddlem. Była trochę zakręcona. Nie wiedziała, co ma własciwie myśleć. Też trochę dało się odczuć jej samopoczucie, odczytując treść. Momentami czułam się tak, jakbym to ja nią była.
OdpowiedzUsuńCzekam na nn i pozdrawiam :)
Dzięki, twój każdy komentarz jest dla mnie naprawdę ważny. A błędy postaram się poszukać. Pisałam tę notkę przez kilka dni +kawałek z zeszłego roku, także to jest nieco misz masz;)
UsuńMiło mi to 'słyszeć'. A po notce nie widać, żeby była pisana z tak długą przerwą. Kompozycja jest przemyślana i to wcale nie jest misz masz. Po prostu gdzieś tam osunął ci się palec z klawiatury :)
UsuńPóki co trochę wieje nudą, ale powoli zaczynasz wprowadzasz intrygę, pojawił się i Riddle i Moriarty, to dobrze. A tak poza tym to dość... schematycznie? Madie jest straszna, nie lubię jej. Mdła, słodziutka i w ogóle ojojoj.
OdpowiedzUsuńJedynie jestem w stanie poczuć trochę sympatii do Gary'ego, jakoś mi się zrobiło go żal.
Czekam na więcej Ślizgonów. Oni zawsze dodają pikanterii.
Pozdrawiam
Schematycznie? Zrobiło mi się strasznie przykro. Ale może masz racje... Hm, po prostu może się do tego nie nadaje i nie mam oryginalnego pomysłu.
UsuńOpowieść dopiero się rozwija, ale już zaczyna się robić ciekawie. Pierwszy dzień kiepski, ale zobaczymy co będzie dalej. Z tym Garym faktycznie głupio wyszło, uczucia są dobrze opisane itp, itd. A co do błędów i "schematyczności" o których wspominali ludzie we wcześniejszych komentarzach nie zauważyłem. Jest OK. Czekam na następne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńdzięki :)
UsuńPostaram się wdać nieco akcji:D
Z niecierpliwością czekam :)
UsuńCoraz bardziej lubię postać Medison. Jest taka ciepła i choć już w pierwszy dzień pokłóciła się z Garrym to jednak miała odwagę się przyznać, że popełniła błąd i szczerze go przeprosiła. ;3 Tak swoją drogą to strasznie współczuję temu chłopakowi utraty ojca, musiał przeżywać coś okropnego. Dobrze by było, gdyby od teraz miał wsparcie ze strony Madie. Tym bardziej, że widać, iż zaczyna się między nimi rodzić jakieś uczucie, ale póki co niestety jednostronne. A może to uczucie wcale się nie rodzi tylko to znów ja, niepoprawna romantyczka, widzę coś, czego tak naprawdę nie ma? xd No cóż, poczekamy, zobaczymy :)
OdpowiedzUsuńAch, i pojawił się Tom! Chciałabym o nim czytać jak najwięcej, bo jest niebotycznie ciekawą postacią, a ty bardzo dobrze oddajesz jego charakter u usposobienie. I mam przeczucie, że się nie zawiodę ;)
Ściskam,
Cieszę się, że jesteś zainteresowana i zadowolona... Cóż, na razie nie mam czasu na pisanie, liceum daje w kość, ale postaram się w weekend coś napisać i przeczytać też:)
UsuńHm.. bardzo podoba mi się postać Medison. Jest ciepła i chociaż na początku pokłóciła się z Garym.. Za to Tom... Ah♥ Miłość ^^ Chciałabym czytać o nim jak najwięcej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
[ciemna-strona-pottera]
Dziękuję bardzo za opinię:)
UsuńNa początek dzięki za przypomnienie o rozdziale, byłam pewna, że już go komentowałam i kiedy weszłam, by zobaczyć, czy odpisałaś na komentarz, okazało się, że jednak nie napisałam nic. No cóż, więc zrobię to teraz.
OdpowiedzUsuńNa początek zacznę od tego, że bardzo mnie rażą zdrobnienia typu "Madka" itp. Zupełnie mi nie pasują do tej historii. Takie coś dobre byłoby w tandetnym opowiadaniu o polskich nastolatkach, ale nie w ff HP. Naprawdę bardzo brzydko i niestosownie to wygląda. Madie jeszcze okej, bo można to podciągnąć pod zagraniczne zdrobnienie, ale Madka? o_O I mam wrażenie, że jak na czasy, w których żyją, postacie niekiedy odnoszą się do siebie zbyt swobodnie.
Pomijając jednak te mankamenty, rozdział mi się podobał. Fajnie oddałaś pierwszy dzień w Hogwarcie Madison oraz jej relacje z innymi Krukonami z roku. Olivia jest naprawdę wredna, ale mam wrażenie, że pozostałe dziewczyny są w porządku. Gary też, aczkolwiek dziewczyna mogła nie wiedzieć o jego problemach i dlatego zachowała się nietaktownie. Pojawił się też Tom ;). To pierwsze spotkanie co prawda nie było zbyt obfite, bo za wiele do czynienia to oni ze sobą nie mieli (choć nieco zaskoczyło mnie to, że Slughorn właśnie ją wybrał do towarzyszenia Voldiemu). Czuję jednak, że chłopak mimo to zdążył ją w pewien sposób zaintrygować. Wgl, zaciekawiła mnie ta podsłuchana rozmowa z tym Moriartym, czyżby on coś już planował?
Tak szczerze, to ja sama nawet nie wiem do czego to zmierza, czy on coś zamierza czy może nie, idę na żywioł;D
UsuńDzięki za opinie, każda jest dla mnie ważna, a tamte zdrobnienia dałam bo stwierdziłam, że przyjaciele mogą się do siebie tak odnosić, ale jeżeli jest to na tyle rażące to postaram się to ograniczyć. ;)
Może gdyby Madie chodziła do polskiej szkoły, to mogliby wołać na nią "Madka" itp., ale nie w Hogwarcie. Nie jestem zwolenniczką spolszczania zagranicznych imion, więc zawsze się o to czepiam ^^.
UsuńWow... Nikt mi już nie zarzuci braku intuicji. Na bloga trafiłam wybierając "na wyczucie" jeden link z pośród kilkunastu... I jestem wyborem zachwycona :) Wszelkie historie związane z Tomem Riddle'm z czasów Hogwartu to stanowczo jedna z moich ulubionych tematyk.
OdpowiedzUsuńNie ma szans, abym nie przeczytała Twego opowiadania do końca :D
Pozdrawiam i liczę na rychłe ukazanie się kolejnej notki
Lubię Twoją intuicję:)
UsuńBardzo się cieszę z kolejnej osoby zainteresowanej moim blogiem, jesteście na wagę złota:)
Dzięki i pozdrawiam serdecznie